W nocy z 25 na 26 września 1944 roku płonęła cała wieś. W miejscowości liczącej 200 mieszkańców zginęło wówczas 57 osób. W obchodach 78. rocznicy tych tragicznych wydarzeń, jak również partyzanckiej bitwy Batalionu „Barbara” 16. pułku piechoty Armii Krajowej udział wziął I wicewojewoda małopolski Ryszard Pagacz.
– Wspominamy dziś bojowników o wolność Ojczyzny. Heroicznych patriotów, którzy zginęli, walcząc w imię Polski. Oddajemy hołd bezlitośnie pomordowanym mieszkańcom Jamnej i wspominamy działalność partyzancką Batalionu „Barbara” 16. PP AK. Cześć ich pamięci! – mówi wicewojewoda Ryszard Pagacz.
Uczestnicy obchodów złożyli kwiaty pod pomnikiem poległych i wzięli udział w mszy świętej w sanktuarium MB Niezawodnej Nadziei w Jamnej. Po wspólnej modlitwie w intencji ofiar pacyfikacji i poległych partyzantów AK odbył się koncert pieśni patriotycznych w wykonaniu Chóru Cantando Canzoni działającego przy Zakliczyńskim Centrum Kultury oraz spotkanie refleksyjne w Domu bł. Czesława u Dominikanów.
Słowa Stanisława Potoka, który przeżył pacyfikację Jamnej:
"Niemcy przyszli do Marii Potokowej. W piwnicy jej domu ukrywało się kilkanaście osób. Maria wyszła do nich z dzieckiem na ręku, drugim u boku i z obrazem Matki Bożej. Pytali ją, gdzie ukrywają się partyzanci. Powiedziała, że ich nie widziała, więc Niemcy odeszli. A wtedy w piwnicy u Potoka ze dwudziestu ludzi siedziało. W chwilę później Niemcy usłyszeli strzały partyzantów. Wrócili i jak przyszli i zobaczyli, to zaraz zaczęli krzyczeć: ‘Wychodzić. Wychodzić’. Pierwsza wyszło Potokowa z rocznym synkiem na ręku. położyli ją zaraz na progu, serią z automatu. tak samo Marię Stanuch, która też wyszła z małym dzieckiem. Dwaj chłopcy od Potoka myśleli, że uda im się przeskoczyć do lasu; nie przebiegli nawet dziesięciu metrów. Ale Niemcy bali się wejść na dół do piwnicy. Jak zobaczyli, że nikt więcej nie wychodzi, to podpalili chlewiki, co stały dookoła. Na koniec rzucili do piwnicy granat. Na dole zrobił się żar nie do wytrzymania, dym gryzł w oczy, jednak stary Potok nie pozwolił nikomu więcej wyjść. Leżeli na podłodze, odmawiając litanię. Kiedy i chałupa stanęła w ogniu, Niemcy w końcu odeszli. Wtedy stary kazał wychodzić po jednemu, skakać przez płomienie i biec na dół lasu poparzeni, na wpół uduszeni, dotarli do zbawczych zarośli. Byli uratowani. Tymczasem Niemcy szaleli już w całej wsi. Mszcząc się za przegraną bitwę podpalali dom za domem. Gdy ktoś nie chciał wyjść, płonął żywcem, tak jak stara Brończykowa*”.
*Źródło: http://www.zakliczyn.com/wioski/jamna.php